Nowe wcielenie zespołu Mordy
Wracamy do punkowej energii

Z Grzegorzem Welizarowiczem rozmawia Tomasz Rozwadowski
- Grupa działa już od trzynastu lat, a jedynym muzykiem z pierwszego składu jesteś ty. Jak czujesz się jako jedyna oryginalna morda w zespole?
- Bardzo dobrze. Zakładaliśmy Mordy z Tokiem Lewandowskim, który obecnie nazywa się Bergman i Tomkiem Rogosiem i graliśmy sobie na strychu. Dwa lata później doszedł Marcin Dymiter. W tym składzie nagraliśmy pierwszy album "Normalforma". Niedługo później odszedł najpierw Rogoś, później Lewandowski i nowym perkusistą został Bartek Adamczak, z którym grałem wcześniej w Ego. Bartek jest z nami do dzisiaj, a Marcin opuścił nas w zeszłym roku.
- Co było powodem jego odejścia? Sprawy artystyczne czy personalne?
- Parę spraw się nałożyło. Zestarzeliśmy się ze sobą, zmęczyliśmy się sobą i staliśmy się mniej odporni na odmienne zdania dotyczące także muzyki. Ja chciałem zająć się bardziej kompozycjami, a Marcin szedł w stronę eksperymentu, improwizacji jako takiej, jako zamysłu.
- W stronę formy quasi-jazzowej?
- Jazz, elektronika. Muzyka miała wciąż powstawać na nowo, taki był zamysł. I z tego powodu szwankowały próby, mniej było układania, a więcej szukania. W pewnym momencie poczułem, że to jest mało twórcze a Marcin z kolei nie był zadwolony ze sposobu, w jaki prowadziłem stronę internetową zespołu. Zmęczenie i żale się kumulowały, a my nie chcieliśmy się kłócić. Marcin postanowił skupić się na swoim solowym projekcie Emiter. Z Mord odszedł również trębacz Wojtek Jachna, który grał z nami trzy lata.
- Kto jest w obecnym składzie?
- Pozostał Bartek i ja, doszedł klawiszowiec Marcin Zabrocki, z którym w zeszłym roku zagraliśmy kilka koncertów w składzie Chlupotu Mózgu. Pomyśleliśmy, że warto spróbować i od października gramy we trzech. Zrobiliśmy nowe numery. Częściowo przearanżowaliśmy stare ale na koncertach będziemy się skupiać na nowych utworach. Przede wszystkim jednak zmieniło się brzmienie, teraz określam nas jako "power trio".
- Formuła jest więc bardziej rockowa?
- Tak, chcieliśmy w pewnym sensie wrócić do korzeni, bardziej myśleć formą, trochę mniej klimatem. Interesuje nas przede wszystkim mocna i dobra energia, a taką teraz mamy w zespole. Łączy nas to, że każdy chce pójść do przodu, w związku z tym będziemy grać dużo koncertów.
- A muzyka będzie głośna i dynamiczna?
- Miejscami tak, choć będą też momenty improwizowane, delikatniejsze. Niektóre nowe utwory są prawie punkowe
- Ale to będzie punk dojrzałych ludzi.
- Owszem, ale jak popatrzysz na amerykańską muzykę punkową drugiej połowy lat 70., to zobaczysz, że była tworzona przez dorosłych , wykształconych ludzi. To brytyjski punk zaczął się od miejskiego folkoru. My chcemy odnieść się współcześnie do tamtych amerykańskich wzorców.
- Daliście w sobotę koncert w klubie Żak, który rozpoczyna krótką trasę. Co będzie potem?
- Z koncertami nie jest za ciekawie. Ciągle mamy etykietkę zespołu niszowego ale pewne propozycje dostajemy. Dużo zależy od frekwencji na tych pierwszych koncertach i od recenzji.
- Gracie już tyle lat, ale w pewnym sensie wciąż jesteście zespołem amatorskim.
- Tak, można powiedzieć, w obecnym składzie całkowicie z z muzyki utrzymuje się tylko Marcin Zabrocki, w poprzednim zawodowo grał Marcin Dymiter i Wojtek. Jeżeli chodzi o samo podejście do grania, to nie jest ono amatorskie. Niedawno obroniłem doktorat z anglistyki na UG i będę miał więcej czasu na muzykę. Wierzę, że na wiele nas jeszcze stać i dlatego będziemy się starać przeć do do przodu. Stać nas na zrobienie naprawdę dobrej muzyki.


Dziennik Bałtycki, pełna wersja wywiadu opublikowanego 28.03.2007 roku.